Wydostać się z tego piekła

– Nie wiedzieliśmy nic o waszym kraju, ale wiedzieliśmy, że jest tu bezpiecznie – mówią Nabiha Alnumair i Antoun Yousef, uchodźcy z syryjskiego Homs, którzy kilka miesięcy temu zostali przyjęci w domu rodziny ze Wspólnoty Sant’Egidio w Warszawie. Ich świadectwo można było usłyszeć podczas modlitwy za uchodźców „Umrzeć z nadziei” w archikatedrze św. Jana w Warszawie.
Są małżeństwem od 36 lat. Mają czworo dzieci. – Moja żona jest lekarzem, miała gabinet ginekologiczny, ja prowadziłem aptekę. W Homs – pięknym mieście, dzisiaj kompletnie zniszczonym, podobnie jak niegdyś Warszawa. Wojna, wierzcie mi, jest czymś potwornym – zaczął Antoun.
 
Oboje z żoną należą do Greckiego Kościoła Prawosławnego. – Mieliśmy wielu przyjaciół wśród muzułmanów, byliśmy sąsiadami i żyliśmy obok siebie w pokoju. Kiedy ponad 5 lat temu w naszym kraju wybuchła wojna domowa, między ludźmi zaczęła wkradać się nienawiść. Najpierw między szyitami a sunnitami, sunnitami a alawitami, potem pojawiły się także ataki na chrześcijan – powiedziała Nabiha. 
 
Zaczęły się porwania dla okupu i brutalne morderstwa. – Z naszej ulicy zniknęło w ten sposób 20 osób. Porwali także mojego wuja i dwóch kuzynów. Do tej pory nie wiemy co się z nimi dzieje – zaznaczył Antoun. Przypomniał też, że trzy lata temu uprowadzono syryjskoprawosławnego biskupa Aleppo, Mar Gregoriosa Johannę Ibrahima, który był odpowiedzialny za dialog między chrześcijanami a muzułmanami oraz metropolitę Greckiego Kościoła Prawosławnego Boulosa Jazidżiegio. – Byliśmy przerażeni i głęboko zasmuceni. Do dzisiaj ich nie odnaleziono. Tysiące osób podzieliło ich los. W tej brutalnej wojnie zginęło już 400 tysięcy osób, a połowa ludzi musiała uciekać ze swoich domów. Giną wszyscy – chrześcijanie i muzułmanie – powiedziała Nabiha. 
 
Z czasem sytuacja stała się nie do zniesienia – relacjonowali uchodźcy z Homs. Bomby wybuchały na ulicy, na bazarach, w szkołach, gdy ludzie wychodzili z pracy. – Pewnego dnia pocisk przeleciał tuż obok mnie. Nie zabił mnie, ale straciłem słuch w jednym uchu, drugim słyszę jedynie w 30-40 procentach – wyznał Antoun. 
 
Bardzo baliśmy się o dzieci – dodała jego żona. – Wspólnymi siłami wysłaliśmy wpierw za granicę synów – są młodzi i mogą znieść trudy podróży. Musieliśmy zapłacić przemytnikom 13 tysięcy euro za każdego z nich. Po czterech miesiącach oczekiwania w Turcji jeden trafił do Niemiec, gdzie po pół roku dołączyła do niego żona i dzieci, a drugi pontonem przepłynął do Grecji i dotarł aż do Szwecji, gdzie skończył studia i zaczął pracę. Także jednej z córek udało się z rodziną dotrzeć do Szwecji, gdzie jest duża wspólnota Syryjczyków – powiedziała Nabiha. – Nasza wnuczka do dziś jednak słysząc wybuchy fajerwerków czy większy hałas, panicznie boi się, myśląc że to strzały – dodała.
 
Jak zauważył Antoun, wielu ludzi nie miało tyle szczęścia, co jego rodzina i zginęli uciekając przed wojną i przemocą. – Znaliśmy wiele osób, które nie przeżyły przeprawy przez Morze Śródziemne. Jest wśród nich nasza znajoma z Damaszku, rodzeństwo i rodzina z Homs, aptekarz Fahdi… – wymieniał.
 
Nabiha i Antoun najpierw uciekli do Damaszku. – Nasz dom w Homs, mój gabinet i apteka męża wkrótce zostały zrównane z ziemią. Straciliśmy wszystko, nie było pracy, kończyły się pieniądze. Sprzedaliśmy samochód, by mieć co jeść. Ludzie z Kościoła pomogli nam w opłaceniu mieszkania, a potem zaproponowali wyjazd do Polski. Nie wiedzieliśmy nic o waszym kraju, ale wiedzieliśmy że jest tu bezpiecznie – opowiadała Nabiha.
 
Od kilku miesięcy mieszkają w Warszawie. Jednak ich najmłodsza córka, wraz z mężem i trójką dzieci wciąż żyje w Damaszku. – Ogromnie się o nią boimy. Kilka dni temu pocisk uderzył tuż obok ich domu, to powtarza się teraz niemal codziennie. Mamy nadzieję, że Polska, tak jak gościnnie przyjęła nas, pomoże także naszej córce i jej rodzinie wydostać się z tego piekła. Słyszeliśmy o korytarzach humanitarnych, które pozwoliły już 300 Syryjczykom na bezpieczne i legalne dotarcie do Włoch. To dla nas wielki znak nadziei – podkreślili Syryjczycy.
 
Chcemy podziękować Polsce, że nas przyjęła i pozwoliła na bezpieczne życie. Polacy to dobrzy ludzie. Chcemy podziękować Wspólnocie Sant’Egidio, która znalazła nam dom i się nami zaopiekowała. Są dziś dla nas jak dzieci, gdy nasza rodzina jest rozdzielona. Chcemy tu żyć, uczymy się waszego języka. Mamy jednak nadzieję, że koszmar wojny kiedyś się skończy i że będziemy mogli wrócić do Syrii – zakończyła Nabiha, dopowiadając słowa podziękowania w języku polskim.